poniedziałek, 27 września 2010

Wczoraj słońce, dzisiaj deszcz...

i tak już pewnie będzie w kratkę przez całą jesień. Nie pozostaje nic innego jak się z tym pogodzić. Z muzyką Caro Emerald w tle wzięłam się za pichcenie... swoją drogą fajna nazwa dla tego rodzaju muzyki ~ "nowe retro" nie wydaje wam się, że jest w tym pewna sprzeczność? ;)
Muzyczka się sączyła a na pierwszy rzut poszły placuszki serowe wg przepisu Nigelli Lawson. Uwielbiam je za smak, prostotę i szybkość przyżądzania, mmmm niebo w gębie ;) najlepsze oczywiście na ciepło, choć na zimno też o ile zdążą wystygnąć ;) u mnie znikały w trymiga...



dla zainteresowanych podaje przepis. Z racji tego, że nie miałam pod ręką żadnych owoców, zadowoliłam się cukrem pudrem i serkiem waniliowym. A widzicie to cudo, które leży na placuszkach? to łopatka od Dorotki, dotarła do mnie szybciutko i wyczyszczona prezentuje się znakomicie! Dorotko, dziękuję z całego serca!
Jednak upichcenie takich placuszków nie zaspokoiło ani nie uspokoiło mnie dostatecznie więc na drugi rzut poszło ciasto czekoladowe, hmm no dobrze, ciasto to za dużo powiedziane ale w smaku nie odstaje od najlepszych ciast czekoladowych :)



A oto przepis:
litr mleka,
szklanka cukru,
kostka margaryny,
2 łyżki kakao,
na końcu do gotującego się z w/w produktami mleka dosypujemy szklankę kaszki manny. Chwilkę gotujemy. Gorące wylewamy na wyłożone na blaszce herbatniki lub krakersy {wg uznania}. Na koniec można posypać wiórkami kokosowymi lub kolorową posypką :) Ot i gotowe! Życzę smacznego :)

Aby ten mój dzisiejszy post nie był taki very kulinarny, choć pogoda wybitnie mnie kulinarnie nastroiła, napiszę o tym co znalazłam w sieci. Wiele z Was ostanio pokazywała swoje emaliowane tabliczki i jakież było moje ogromne zdziwienie gdy dowiedziałam się, że takie tabliczki można zamówić tu i tu według swoich potrzeb! Tabliczki są piękne ale niestety bardzo drogie. Wynika to pewnie z faktu, że są ręcznie malowane a później wypalane :/ Ech! nie pozostaje nic innego jak szukać takowych na pchlim targu.

Idę teraz zrobić sobie kawuli i uszczknę kawałek czekoladowego ciasta, tak profilaktycznie, na poprawę nastroju ;)


Pozdrawiam cieplutko !


niedziela, 26 września 2010

Jesienne słońce...

...nie jest już takie ostre ale nadal miło przygrzewa. Dobrze jest posiedzieć w jego blasku i naładować się energią na pochmurne dni, które jak wskazują wszelkie prognozy, są przed nami :(  Nie wspomnę już o mrozie, który zapowiadają podczas zimy, aż strach pomyśleć, że te prognozy mogą się spełnić, brrr, a tak było miło...
Korzystając z okazji wybraliśmy się na piknik nad Warte. Na miejscu okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł ;)





Przepraszam za tą pupę Mai ale tak się wierciła, że aparat za nią nie nadążał i wszystkie zdjęcia ma w takich dziwnych pozach ;)
Miło jest popatrzeć na wodę, może dlatego, że jestem spod znaku ryb, widok wody mnie zawsze uspokaja. Kiedy mi smutno i źle podświadomie ciągnie mnie nad coś mokrego ;) poza tym jest nadzieja, że spotkam tam Wodnika Szuwarka albo Złotą Rybkę spełniającą trzy życzenia ;) Zastanawiałyście się kiedyś jakie Wasze trzy życzenia miałaby spełnić Rybka?




Dziękuję Wam Moje Kochane za tyle ciepłych i podnoszących na duchu słów pod poprzednimi postami. Jest mi nadal smutno ale jestem już z tym faktem bardziej pogodzona. Boje się jedynie powrotu do domu bo wiem, że ta prawda, że Buforka już nie ma, uderzy we mnie ze zdwojoną siłą.

Na koniec w podzięce dla Was zdjęcie dzisiejszego wschodzącego słonka. Oby świeciło jak najdłużej, czego i Wam i sobie życzę :))





Dobrej  niedzieli!


środa, 22 września 2010

Kiedy odchodzi przyjaciel...

...serce chce pęknąć na miliony kawałków. Dziś Bufo odszedł za tęczowy most. Tak szybko, nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać. Nigdy go już nie pogłaszcze ani nie przywita mnie radosnym szczekaniem kiedy przyjadę do domu. Kiedy to piszę łzy same spływają po policzkach. Ból okropny, ale pewna mądra osoba powiedziała mi, że jesteśmy winni ten ból stworzeniom które nas tak bezwarunkowo kochały. To prawda, chociaż tyle i aż tyle...
Buforku mój kochany hasaj sobie szczęśliwy po zielonych łąkach...
Na zawsze  pozostaniesz w moim sercu...


niedziela, 19 września 2010

Napis na murze...

Dziś będzie bardziej osobiście a skłonił mnie do tego napis na murze. Jadąc naszą poznańską "pestką" mijam mur a na nim napis, który mnie bardzo zaintrygował i dał wiele do myślenia:




I tak sobie, pomyślałam, że przecież ten kto to pisał ma racje! Jak często nie doceniamy tego co robimy lub kim jesteśmy? jak często nie doceniamy faktu, że wogóle mamy pracę? Jadąc rano tramwajem widzę przygnębione twarze, zapatrzone w dal, które zdają się być puste, bez wyrazu. Mnie samą osobiście to bardzo przytłacza.
Kiedy przeczytałam ten napis powiedziałam sobie "basta"! od dziś koniec marudzenia, koniec z narzekaniem, że trzeba wcześnie wstać gdy inni w najlepsze śpią, lub czuwać w nocy by inni mogli spokojnie spać. Nigdy nie pisałam o tym kim jestem i co robię, nie widziałam takiej potrzeby i pewnie gdyby nie ten napis i moje przemyślenia długo bym jeszcze tego nie zrobiła. To czym się zajmuję przez jednych jest postrzegane jako bardzo ciężka i odpowiedzialna praca a przez drugich wręcz przeciwnie, jako łatwa, lekka i przyjemna. Zdecydowanie jestem za tą pierwszą opcją. Praca z ludźmi chorymi jest ciężka tak pod względem psychicznym jak i fizycznym, wymaga wielkiej wiedzy, odporności i opanowania zwłaszcza jeśli się pracuje na intensywnej terapii tak jak ja.

ika w pracy
Zdjęcie to było robione trzy lata temu, dziś wiele się nie zmieniło, mam tylko dłuższe włosy :)


Wiele razy w przypływie niemocy lub wypalenia chciałam zrezygnować i coś zmienić, zająć się czymś innym ale tak naprawdę to nie wyobrażam sobie robić nic innego. Mało tego, doszłam do wniosku, że lubię to co robię i praca ta, choć ciężka i odpowiedzialna, daje mi wiele satysfakcji! Niesamowitą radość daje uśmiech chorej osoby która wróciła  "z dalekiej podróży"  lub gdy słyszę "dziękuję", wtedy wiem, że to co robię ma sens. Wiem, brzmi to trochę pompatycznie ale tak właśnie jest, tak to odbieram, tak czuję.
Kiedy zmęczona wracam po dyżurze odcinam się od pracy a za to z lubością zatapiam się w blogowy świat. To dla mnie radość móc gościć Was u mnie ale też być gościem u Was. Martwię się, gdy któraś z Was się dłużej nie odzywa, zastanawiam się co dzieje się z Małgośką z "Low flying angels", z deZeal z "Moorland Home" i z Małgosią z "Papilonu Malgosi"?  Dziś już nie wyobrażam sobie życia bez blogowania, ale też bez moich małych robótek, które są świetną odskocznią.
Nie piszę o tym co robię po to byście mi współczuły lub podziwiały, ale żebyście mnie lepiej poznały i żeby każda z nas rozważyła to czym się zajmuje, zastanowiła się nad plusami i minusami, bo może wtedy się okaże, że plusów, jest znacznie więcej i nie ma już co narzekać :)
Dziś idę na nocny dyżur, więc możecie spać spokojnie, ika czuwa ;)

Do zobaczenia jutro rano!


środa, 15 września 2010

Jesień puka już do okien...

mimo, że do astronomicznej jesieni jeszcze trochę dni zostało, to pogoda nic sobie z tego nie robi i raczy nas typowo jesienną aurą i kolorami. Tak, tak, kolory jesieni już zagościły. Wszędzie pełno rudości, brązu, szarości i "zgniłej" zieleni. Wychodząc ostatnio na balkon, zdziwiłam się jak w niesłychanie szybkim tempie moje rośliny nabrały jesiennych barw...











Właśnie gdy piszę te słowa, deszcz wali o parapet, wiatr świszcze w kominie, gorąca herbata z cytryną stoi obok a na piecu wesoło bulgocze bigos. Typowo jesiennie. I niech leje i niech wieje a ja i tak nie przestanę lubić jesieni :)

Korzystając ostatnio z wolnego czasu odnowiłam koleżance stołeczek. Jego jasno brazowy kolor zastąpiłam złamaną bielą i różami. Asi się bardzo spodobał w nowej szacie :)
a może ktoś wie jak po poznańsku mówi się na stołeczek? ;)





Do miłego!



poniedziałek, 13 września 2010

Czekając na tramwaj...

... można bardzo fajnie wykorzystać czas. Ja zazwyczaj obserwuję ludzi, ich zachowanie, wygląd, wyobrażam sobie dokąd zmierzają a nawet co w danej chwili myślą. Lubię to swoiste socjologiczne studium. W danej chwili dostrzegam gesty, mimikę, sposób poruszania, które wiele mówią o człowieku. W jednym miejscu i czasie kilka przykładów natury ludzkiej. Jesteśmy tak różni a przez to tak piękni! Cały czas nie mogę się temu nadziwić...
Można także bawić się w chowanego ze słońcem. Chciało mi się schować za kamienicę ale i tak je znalazłam ;)




Za przykładem MariiPar, wykonałam kilka butelek ozdobnego oleju. Pięknie wyglądają w słońcu i będą doskonałym prezentem dla znajomych. Mama już się nie może doczekać kiedy go jej przywiozę :) Wczoraj odwiedzili mnie znajomi i kiedy zobaczyli ustawione butelki aż krzyknęli - "Po co kupiłaś tyle oleju?!" - Nie kupiłam, ozdobiłam sama, nie wierzyli! :)













A to wczorajsza zdobycz ze Starej Rzeźni. Figurka Chrystusa Króla, która pomimo, że troszku obtłuczona urzekła mnie bardzo i bez niej już wrócić nie mogłam :)







a oto i obtłuczenie. Koleżanki - renowatorki, jak to naprawić??




Pozdrawiam serdecznie
Miłego tygodnia!


czwartek, 9 września 2010

Co robić w taki dzień...

... jak dziś? Co niektórzy nie mieli by ochoty wyściubić nosa poza dom ale ja na przekór tej paskudnej aurze postanowiłam ten dzień spędzić zupełnie inaczej. Czasem tak mam, że łamię wszelkie schematy moich dni i z wielką ochotą zmieniam w nich coś tylko po to by poczuć się inaczej, by nie rzec wyjątkowo ;)
Właśnie dzisiejszy dzień nastroił mnie do tego by dzień rozpocząć od kawy w... kawiarni. Ubrałam się elegancko (w piżamie niestety nie dało się wyjść ;)) i wybrałam się do Starego Browaru aby w specyficznej atmosferze centrum handlowego rozpocząć dzień. Wiele z Was pewnie teraz stuka się w głowę i myśli, że zwariowała baba, ot wymyśliła poranek w centrum handlowym, ale dla mnie, która ilekroć ma wolny dzień rozpoczyna dzień od kawy, w piżamie przed komputerem przeglądając ulubione blogi to naprawdę nie lada wyczyn przełamać ten schemat. Dzień rozpoczął się inaczej, kawa smakowała inaczej i nawet browar jakby inny, wyludniony, spokojny, budzący się jak ja...












Po powrocie włączyłam sobie Loreene McKennitt i z jej spokojną muzyką w tle zrobiłam zapiekankę z ryżu i warzyw. Mmmmm niebo w gębie ;) Polecam na szybki i lekki obiad a przy tym niebywale sycący...






z racji tego, iż nie miałam zbyt wiele żółtego sera, do zapiekania przydał się także ser pleśniowy, okazał się świetny w tej roli :)

Pozdrawiam cieplutko w ten jesienny czas...  :)


niedziela, 5 września 2010

Puszki trzy...

... niczym trzy Gracje zamieszkały w kuchni. Każda inna i każda z przeznaczeniem do przechowywania czegoś innego.  Jedna przechowuje kakao, druga ulubioną kawę a w trzeciej pomieszkują "kukułki" po poznańsku "szkloki" (landryki czyli)  z wódeczką ;)



Puszka "kakaowa" powstała do kompletu z wazonem








***

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy zaprosili mnie do zabawy w "ulubioną 10" i jednocześnie przepraszam, ale nie zdecyduję się póki co na udział w tym łańcuszku. Blogi zalała taka liczba tego co lubicie, że już po przeczytaniu trzeciego wszystko mi się pomieszało i tak naprawdę nie wiem co kto lubi :/ trochę tego za dużo. Za jakiś czas przedstawię swoją dziesiątkę :) a dziś mały ułamek, bo przecież dekupażować też bardzo lubię :)

Pozdrawiam cieplutko!

LinkWithin

Podobne posty z Miniatury