Pamiętam, to był zwykły dzień, który dzięki jednej mojej decyzji stał się niezwykły. Było to 3 lata temu, zajęta czymś innym usłyszałam w telewizji rozmowę o tzw
adopcji serca dzieci z dalekiej Afryki. Akcja prowadzona przez fundaję Watoto która polega na duchowej adopcji przy jednoczesnym wsparciu finansowym jednego afrykańskiego dziecka. Usiadłam z radości, zdziwienia i wrażenia bo dotarło do mnie, że w ten prosty i dostępny dla mnie sposób mogę pomagać! Ucieszyłam się niezmiernie, zapragnęłam stać się duchowym rodzicem jednego z afrykańskich dzieci i czym prędzej wysłałam swoje zgłoszenie. Z wielką niecierpliwością czekałam na "moje dziecko" było mi wszystko jedno czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka i w jakim wieku, wiedziałam jedno, chciałam pomóc w przeżyciu i zdobywaniu wiedzy, która jest szansą na lepsze życie wpłacając co miesiąc na konto jednego z dzieci 40 złotych - tak niewiele dla nas a dla afrykańskiego dziecka jedzenie na miesiąc i przybory do szkoły.
Mój Mulonda Gwabaluka :)
W końcu doczekałam się. Kiedy zobaczyłam zdjęcie "mojego dziecka"miałam łzy w oczach. Obdarta koszulka bez guzików, sandałeczki na nogach a na ręku zegarek, zapewne jedyny, najważniejszy skarb :) Mulonda Gwabaluka bo tak się nazywa mój "synek" mieszka w Demokratycznej Republice Konga w wiosce Mulambi gdzie niestety cały czas trwa wojna pomiędzy dwoma zwalczającymi sie obozami. Do szkoły, już do 6 klasy uczęszcza w placówce misyjnej Sióstr Służek w Karhala-Burhinyi i jestem z niego bardzo dumna bo jest jednym z pilniejszych uczniów w swojej licznej klasie. Co jakiś czas wysyłamy do siebie poprzez fundację listy, w prostych słowach ja pisze mu co u mnie w języku polskim, który później tłumaczony jest w fundacji na francuski, wysyłany do placówki misyjnej a tam tłumaczony na język suahili. Niestety, ze względu na trwającą tam wojnę nie dzieje się to zbyt często gdyż są problemy z dostarczaniem poczty. Tam niestety nie ma listonoszy "/
jeden z ostatnich listów od Mulondy
wysyłamy sobie także małe upominki, zdjęcia, kartki, obrazki, to wszystko co zmieści się w kopercie
ręcznie robione kartki - wyklejanki
Moja przygoda z adopcją serca trwa już 3 lata i bardzo się cieszę z perspektywy czasu, że się na nią zdecydowałam. Jakże uboższe byłoby teraz moje życie gdybym nie poznała Mulondy, wiele się już dowiedziałam o tamtym życiu, o codzienności dzieci afrykańskich i mimo, iż nigdy się nie spotkamy twarzą w twarz to cieszę się, że gdzieś w dalekim Kongu jest ktoś kto o mnie myśli i pamięta. Na koniec pokażę jeszcze ostatnie zdjęcie Mulondy, prawda że zmężniał? :)
Żegnam się z Wami w języku suahili ~
Ninakusalimia wewe!