... pełna wrażeń ale także stęskniona za Wami i za blogowym światem, stwierdzam, że to moje następne uzależnienie zaraz po słodyczach ;) Dziękuję wszystkim za tyle miłych i ciepłych i słów pod poprzednimi postami, cieszę się, że zaglądacie do mnie :)
A teraz do rzeczy. Tydzień miałam bardzo pracowity i pełen miłych przeżyć. Zaczęło się w środę kuligiem, który zorganizowałyśmy sobie bardzo spontanicznie razem z dziewczynami z pracy. Dziesięć dorosłych bab, opatulonych do skraju możliwości, szalało na sankach w blasku pochodni ciągniętych przez dwa dzielne i zapewne silne koniki, których imion niestety nie pamiętam. Całość miała miejsce w bajkowym miejscu, całym zasypanym śniegiem co się Stęszewko zwie w podpoznańskiej puszczy Zielonka. Ach, co to był za kulig! Koniki z dzwoneczkami przy uprzęży rozdzwaniały ciszę nocy a my z pochodniami w rękach przyświecałyśmy im drogę. Niestety nie tylko dzwoneczki było słychać, nasze piski, śpiew i okrzyki także. Cieszyłyśmy się jak dzieci :))
Jak to niewiele do szczęścia potrzeba...Po 20 min szaleńczej jazdy, zajechałyśmy a raczej zaciągnięte zostałyśmy do stajni "Liljówka" z której to koniki i poworzący byli, w celu ogrzania się i posilenia. Ogień kominka, grzane wino i pyszna strawa świetnie nas rozgrzały... Ech, kuligu nie zapomnę długo, tym bardziej, że takie przyjemności nie zdarzają się często, a patrząc na to co dzieje się z naszym klimatem, to całkiem niedługo będę go mogła wspominać tylko ze zdjęć... a szkoda.
Ale niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie, więc w czwartek co bym nie cieszyła się zbyt długo dosięgła mnie szara, a właściwie biała rzeczywistość. Otóż spóźnienia pociagów, o których to słyszałam w TV doświadczyłam na własnej skórze i bynajmniej nie było to miłe doświadczenie. Półtorej godziny, w zimnym pociągu, bez żadnej informacji czekałam aż wogóle pociąg ruszy ze stacji!! no i nie doczekałam sie bo już moja cierpliwość jak i ciepło zgromadzone pod kurtką wyczerpały się. Rozumiem, że PKP mogły być zaskoczone zimą w maju, no ale w styczniu to raczej nie powinny, prawda?? Wściekła z wielką torbą i Majką szamoczącą się obok, wróciłam do domu. Normalnie szok! Do mamy dojechaliśmy już razem w sobotę bez większych przygód za to podziwiając takie oto widoki za oknem...
U rodziców razem czekaliśmy na przylot a później przyjazd brata i jego rodzinki. Szczególnie ciekawi byliśmy jego małej córeczki Maggie, której to jeszcze ze względu na odległość Wysp jeszcze nie widzieliśmy, a mała niedawno skończyła roczek! Wszyscy szczęśliwie zjawili się przed północą. Radości i powitaniom nie było końca :) mała zmęczona i śpiąca dzielnie przyjmowała nasze ochy i achy, skradła serce ciotki Moni bezpowrotnie...
Dziś razem z Majką odpoczywamy po spotkaniu. Biedulka nie miała łatwego życia z Maggie, prawie bez przerwy była ciągnięta jak nie za uszy to za ogon, ale dzielnie to znosiła :)
Biegnę teraz na Wasze blogi nadrabiać zaległości bo z tego co na szybko zauważyłam to wiele ciekawych postów powstało a ja nie mogę ich pominąć ;)
Pozdrawiam i radosnego tygodnia życzę...
Fajnie, że już jesteś :)
OdpowiedzUsuńKulig super, pewnie uchachałyście się po wsze czasy. Lata świetlne minęły od czasu kiedy to ja z takiej przyjemności korzystałam, więc zazdaszczam bardzo :)
A Twoja Bratanica... no słodziak po prostu. A jakie bystre spojrzenie! A powiedz, oni tak na stałe wrócili czy tylko na urlop?Pozdrawiam bardzo cieplutko
Witaj deZeal, no niestety tylko na urlopik, za tydzień wracają na Wyspy :(
OdpowiedzUsuńWitaj w domu. Jak zobaczylam zdjecie malej Maggie pomyslalam, ze je juz widzialam. To bylo Twoje zdjecie z dziecinstwa! Jest do Ciebie bardzo podobna. Kulig fantastyczny. Na pewno mialyscie super frajde. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidzę po roześmianych "mordkach", że urlopik w pełni udany ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to jak tylko urlopik, to troche szkoda. Ale za to Majka nie będzie bezlitośnie targana za uszy bez przerwy, hihi (o ile to dla Ciebie pociecha :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj, ta mała Maggie, to Monia ze zdjęcia po prawej :D
OdpowiedzUsuńWysyłam maila
Eliza D
Czy taki wybór przedmiotów coś oznacza? Bo ja także pieniądze i kieliszek wybrałam...
OdpowiedzUsuńAle fajne zdjęcia!,,Baby ,, na kuligu bardzo zadowolone!
OdpowiedzUsuńA Maggie ma takie diabełki w oczkach.....
Pozdrawiam serdecznie
Jak miło zobaczyć Wasze roześmiane buzie:-)
OdpowiedzUsuńPS Kulig to jedna z niewielu zimowych atrakcji na które zawsze chętnie się "piszę":-)
Pozdrawiam serdecznie.
Fajnie,że zimowe szaleństwo kuligowe i spotkanko z rodzinką naładowały Cię pozytywną energią. Przypomniałam sobie kiedy to ja byłam na kuligu...ach toż to wieki temu..hahah.Dzięki za Twoje miłe słowo pochwały -bardzo to uskrzydla i daje motywację do większej pracy.Papatki ze Szczecina
OdpowiedzUsuńWitaj Ikuś,widzę że urlop udany ..ja nie pamiętam kiedy byłam ostatni raz na kuligu..bratanica słudziutka i fakt podobna do Ciebie jak byłaś w jej wieku:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKulig świetna zabawa dla dużych i małych :)
OdpowiedzUsuń100 lat dla małej Maggie o przecudnych oczętach.
Pozdrawiam ciepło
Boziuchnu jaka słodka kluseczka!! ;)) Ciocia zapewne dumna...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wyprawa się udała (no, poza tym incydentem z PKP), ale jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że jesteś już z nami ;) Buźka
Kulig! Ale fajna przygoda! :)
OdpowiedzUsuńMała jest śliczna i bardzo do Ciebie podobna :)
Szkoda, że nie możesz się nią cieszyć częściej :(
Niestety, takie są uroki dużych odległości.
Moc Pozdrowień :*